poniedziałek, 8 stycznia 2018

#5 Pozytywka

Kiedy przyjmowałam się do nowej pracy, czekał mnie miesięczny okres szkoleń. Spełniłam marzenia, dostałam się do wymarzonej firmy, na wymarzone stanowisko, więc żadne szkolenia nie mogły zepsuć mojego (wtedy) motta życiowego: dreams come true. (tutaj czas na wygooglowanie sobie definicji słowa sarkazm)

I chociaż szkolenia były o ''dupę rozbić'' i myślałam, że nie przyniosą mi nic, oprócz wiedzy na temat tego ile ma wynosić długość mojej spódnicy służbowej, to na jednym ze szkoleń zdarzyło się coś... ciekawego (?).

Codzienne szkolenia odbywały się z kimś innym. Każde szkolenia rozpoczynały się tak samo: 
-Przedstawcie się i powiedzcie coś o sobie. To ten moment wszystkich spotkań grupowych, którego najbardziej nie cierpię. Czekasz na swoją kolej, stresujesz się i zawsze (w moim przypadku) palniesz coś głupiego. Co mam powiedzieć? Nie mam zainteresowań. Nie mam pasji. Nie ma czegoś, co zabrałoby mnie na chwilę do innego świata. Ale kiedy słyszę z ust 20-parolatków, że: ,,Lubię słuchać muzyki'', lub jeszcze lepiej: ,,Interesuję się muzyką. Słucham radia'' to po prostu mnie od środka rozsadza. Znalazłam kiedyś fajny cytat, który dokładnie opisuje taką odpowiedź, na zadane pytanie:

,,Lepiej milczeć i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości''

Na jednym ze szkoleń babeczka powiedziała: ,,Przedstawcie się i powiedzcie jedną fajną, bądź interesującą rzecz, która przydarzyła Wam się wczoraj.'' I zaczęłam się zastanawiać. Co mogło mi się przydarzyć, jeśli na szkoleniu siedziałam od 9 do 17? Jedyne o czym marzyłam to wziąć kąpiel i położyć się do łóżka. A czekała mnie jeszcze podróż przez centrum miasta. W godzinach szczytu wcale nie jest to proste. Szczególnie z dwiema przesiadkami.

Proste pytanie, prawda? A wbrew pozorom takie trudne. Nie doceniamy pozytywnych drobnostek dnia. Ludzie odpowiadali: ,,Nie było korków, zdążyłem na autobus, pojechałam taksówką''. A ja co odpowiedziałam? Zamówiłam pizzę. I to sprawiło uśmiech na mojej twarzy. 

Dwa lata temu prowadziłam Słoik szczęścia. To taki zabieg psychologiczny, gdzie codziennie, przez 365 dni wrzucamy karteczkę z jednym wspomnieniem z danego dnia. Nawet jeśli był to Wasz najgorszy dzień w życiu, musicie znaleźć jeden, pozytywny aspekt. Kiedy wróciłam ze szkolenia, starłam kusz ze słoika i go otworzyłam. Rok 2016. Najgorsze jest to, że wbrew pozorom i wbrew temu słoikowi był to najgorszy rok w moim życiu. Ale dobrze było sobie przypomnieć ten czas. Na kolorowych karteczkach zapisałam: Spacer z D., Lody, Gra w karty, Gorąca czekolada na statku. Przyziemne, codzienne rzeczy, ale w ciągu szarej rzeczywistości to spowodowało mój uśmiech. I nawet w takim roku, jak 2016, potrafiłam znaleźć coś, dzięki czemu byłam szczęśliwa. 

Myślę, że chociaż raz w życiu każdy z nas powinien poprowadzić taki słoik. Dużo on daje do myślenia. I nie w czas,w którym go prowadzimy, ale po latach. Po pierwszym, drugim, nawet piątym otwarciu. Mimo, że sama pisałam te karteczki, nie spodziewałam się, że zapomnę o tak wielu sprawach, sytuacjach, przeżyciach, które mi towarzyszyły. 

Znacie słoik szczęścia? Korzystaliście? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wyzwanie 52 książki , Blogger