sobota, 30 grudnia 2017

#3 Znajomki

Kończy się rok kalendarzowy, a w Internecie mnóstwo i postów i filmów pod tytułem: ,,Podsumowanie 2017'', ,,Postanowienia 2018'', ,,Zakończenie Roku'' itp. itd. A dla mnie 30 grudnia, to kolejny dzień, który nie zmieni pewnie za dużo w moim życiu. Jest zima (chociaż za oknem tego nie widać), a tu gdzie jestem pada deszcz, szarość zalała całe miasto i ogólnie nic się nie chce. Co ma się zmienić za dwa dni? Zmiany dobre są na wiosnę. Wszystko budzi się do życia, a my mamy większą motywację. Wydaje mi się, że Nowy Rok powinien zaczynać się w marcu. 

Siedząc tak sobie i myśląc o tym co zjem na obiad, zaczęłam scrollować Facebooka. Większość znajomych dodało zdjęcia ze Świąt (sama na takim zostałam oznaczonym), gdzieniegdzie pojawiają się również jeszcze życzenia świąteczne i już noworoczne. Przeglądając tak to wszystko, nie zwróciłam nawet uwagi, kto to dodaje. Przesunęłam palcem w dół i zdałam sobie sprawę, że połowy osób nawet nie kojarzę. Wchodzę na profil - nic. Oprócz kilkunastu wspólnych znajomych, nie mam nic, z czym mogłabym daną osobę skojarzyć. Aż przypomniały mi się czasy Naszej Klasy (dla niewtajemniczonych, to taki portal jak Facebook, ale polski), gdzie dodawałam do znajomych Kaczora Donalda, Papę Smerfa lub Misia Uszatka.

Wchodzę na swój profil, zakładka ''znajomi'' i zaczynam. Lecimy po kolei. Pierwszy kilkudziesięciu znajomych kojarzę, bo są to albo znajomi, których niedawno dodałam (a wtedy robiłam już selekcję przyjęć do znajomych lub sama ich dodawałam), następni to ci z którymi piszę najczęściej. I pojawia się pierwsza osoba, którą kojarzę z twarzy, ale po zakryciu nazwiska nawet nie wiem jak się nazywa. Klikam ''check'' z nazwą znajomi i daję usuń z grona znajomych. Facebook nawet nie potrzebuje potwierdzenia. Usuwa ich z zawrotną prędkością. Nie ograniczam się. Usuwam każdego z kim nie mogę sobie przypomnieć ani jego nazwiska, ani ksywki, ani tym bardziej skąd się znamy. I w końcu dotarłam do znajomych ze szkół...

Nie wiem w jakim wieku jesteście, ale czy nie macie tak, że przez pierwsze tygodnie po ukończeniu szkoły kontakt z ludźmi z klasy jest niesamowity, piszecie ze sobą, spotykacie się, planujecie wakacje, sylwestra, urodziny? A z każdym kolejnym miesiącem po zakończeniu roku szkolnego lista osób z którą utrzymujecie kontakt maleje. Każdy zajął się swoim życiem, poznał nowych ludzi i nie ma czasu na spotkanie. W moim przypadku praca i studia bardzo ograniczają czas. Ale nie do takiego stopnia, że kiedy widzę znajomego w tramwaju, w autobusie, w sklepie czy na ulicy, odwracam wzrok i udaję, że go nie widzę.

Musicie zdać sobie sprawę, że takie rzeczy widać. Ostatnio miałam taki przypadek, że jadąc w tramwaju, kolega z gimnazjum odwrócił wzrok, by za chwilę wstać i wysiąść i chociaż siedziałam na przeciwko udawał, że mnie nie widzi. Nie jestem osobą, która czeka, aż każdy jej się ukłoni. Co to, to nie. Ale muszę widzieć zainteresowanie z czyjeś strony. I z ciekawości weszłam sobie na naszą rozmowę na Messengerze. Jestem z tych osób, które nie usuwają starych postów, ani konwersacji. Poczytałam i stwierdziłam: ,,Kurczę, byliśmy fajnymi znajomymi. Szkoda, że teraz się nie znamy''.

Czy nie uważacie to za przykre? Chodzicie z kimś do jednej klasy sześć (lub w niektórych przypadkach osiem) lat do klasy, czy nawet trzy-cztery w szkole średniej, spędzacie ze sobą 75% waszego dnia, by po dwóch, trzech latach stać się sobie zupełnie obcy. I nie chodzi tu o to, aby rzucić się na szyję, wypłakać z problemów i zwierzyć. Wystarczy powiedzieć głupie ''cześć''. Z szacunku do drugiej osoby i z sentymentu do dawnych lat. 

Wiecie co jeszcze jest najgorsze, kiedy czytacie stare rozmowy na Messengerze? To, kiedy zupełnie przypadkiem, niecelowo, wyślecie kciuka w górę... 
Szczególnie kiedy jesteście z tą osobą albo pokłóceni, albo spotkaliście ją w tramwaju, a nie odezwała się do Was ani słowem (albo Wy do niej).

A pisząc do Was z 874 znajomych, zostało 489... 
Ciekawe ile zostanie pod koniec 2018 roku.

wtorek, 26 grudnia 2017

#2 Trzydzieści

Wigilia w niedziele, co oznacza CZTERY dni wolnego. Nie mogło być lepiej. Oprócz domowych obowiązków, zakupów (muszę zacząć robić listę, to zaoszczędzi mi chodzenia do sklepu po sześć razy), sprzątania (muszę zacząć robić to regularnie, to zaoszczędzi mi o wiele więcej czasów) i gotowania (muszę się w końcu nauczyć) nadrobiłam trochę zaległych programów. Jeśli zacinał Wam się Netflix lub Player - przepraszam, to ja ciążyłam na tych stronach. 

I o ile za Netflixa płacę ciężko zarobione pieniądze, tak na Playerze - luzik. Ale (!) nie ma na świecie rzeczy, która nie miałaby zarówno plusów, jak i minusów. R....r.....(chyba nie przejdzie mi to przez klawiaturę) r.....rek......rekla.....reklamy....uff. Od dwóch do dwóch i pół minut reklam. O ile te na początku odcinka mogę zrozumieć, tak tych w środku nie. Kiedy zbliża się moment kulminacyjny CIACH i reklamy. A najbardziej wkurzająca na Playerze jest reklama z babcią, która tłumaczy wnukowi jak ma grać... nie cierpię... ale nie o tym... 

Kiedy skarżyłam się przyjaciółce na reklamy, powiedziała: ,,-Przecież na YouTubie masz ich pełno''. A otóż nie. I tu włącza się Ann Spryciara (chociaż pewnie 90% czytających to, też tak robi) i zainstalowała sobie rozszerzenie AdBlocka. Jedynie Player nie pozwala mi go stosować. Ale gdyby nie te reklamy,  nie pojawiłby się dzisiejszy post. 

Odliczając minuty do włączenia mojego serialu, zauważyłam (brawo ja), że każda reklama trwa tam około 30 sekund. Zaczęłam się wtedy zastanawiać nad bardzo oczywistą rzeczą. Jak trudne musi być wymyślenie reklamy. Pomysłodawcy muszą zmieścić się w trzydziestu sekundach, aby przedstawić produkt, jego zalety, przekonać do zakupy i zrobić to wszystko w taki sposób, aby przeciętny odbiorca a) zrozumiał, b) jak najbardziej zapamiętał. Chyba większość osób słysząc Media Expert, widzi Ewelinę Lisowską oraz nie potrafi normalnie przeczytać ( a musi zaśpiewać): ,,Dłuższe życie każdej pralki to Calgon.'' Najlepsze są te reklamy, w których nie do końca wiadomo co przedstawiają, a na końcu wyjaśnienie. Myślisz sobie: ,,O reklama butów'', a nie, bo tu Sprite.

Powiem Wam, że w jakiś sposób zaczęłam doceniać reklamy. Pracuje nad tym tyle ludzi, tylko po to, abyśmy w czasie filmu mogli zrobić herbatę, wykąpać się, czy pójść do koleżanki. Są niedoceniane, a mimo to nadal są. I walczą jak mogą o swoje miejsce. Wiecie ile kosztuje reklama w radiu? Zadzwoniłam z ciekawości do jednego. Aby Waszą reklamę puścili w godzinach szczytu (czyli trzy razy w ciągu dnia, o 8, 15 i 20) kosztuje to 15 tysięcy złotych. 15 tysięcy kosztuje półtorej minuty. A zastanówcie się, czy bylibyście w stanie opowiedzieć w trzydzieści sekund o jakieś super historii, która wydarzyła Wam się dzisiaj. Ale w taki sposób, aby rozmówca przeżył ją jeszcze raz, z Wami. Dacie radę?

I mimo to, że reklama z babcią dalej mnie irytuje, jest w jakiś sposób magiczna. 

piątek, 22 grudnia 2017

#1 Popularność

Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale zawsze kiedy zaczyna się okres świąteczny, mam największą wenę do tworzenia. I nie chodzi tu tylko o to, że to właśnie w tym okresie powstaje najwięcej moich blogów, które już na przełomie marca-kwietnia, odchodzą w zapomnienie. Dzieje się tak głównie dlatego, że nie mam na nic czasu. Praca i studia pochłaniają większą część mojego życia. Myślę jednak, że każdy z nas potrzebuje znaleźć coś, dzięki czemu może oderwać się od szarej rzeczywistości. Takich swoich ''czterech kątów'', które wyrwą nas chociaż na chwilę z dnia codziennego i pozwolą przenieść się do innego świata. Nawet jeśli ma to trwać tylko cztery miesiące.

Pisząc te słowa non stop słyszę dźwięk przychodzących powiadomień z Wisha (muszę w końcu usunąć tą aplikację), Facebooka, czy nowych wiadomości na messengerze. Dziś miałam sporo pracy na mailu. W ''odebranych'' Spam - miliony nieotwartych życzeń bożonarodzeniowych, od różnych stron, na których podałam maila dla prenumeraty - tylko po to aby raz mieć na coś zniżkę. Dobrze, że Gmail posiada funkcję folderu ''spam'', tam nawet nie wchodzę. I tak się zastanawiam... po co im to? Czy ktokolwiek widząc takiego maila pomyślał sobie: ,,jeeejku jak miło? Pamiętali o mnie?''

Kiedy byłam dzieckiem, miałam swój pierwszy komputer i założyłam pierwszego maila (notabene po to, aby otworzyć bloga), pamiętam jak z uwagą i skupieniem czytałam każdego maila. Mając wrażenie, że jest on dedykowany specjalnie dla mnie. Widząc jeszcze wstęp: Cześć Ann! - wiedziałam, że ci ludzie piszą bezpośrednio do mnie. Jakie było moje zdziwienie, a może i rozczarowanie, kiedy poznałam prawdę. 

Do napisania tego postu, skłonił mnie nowy filmik, na nowym kanale Abstachuje - Lykke. Na kanale tym, pojawił się materiał pod tytułem: ,,Czy chcesz być popularny?''. I nie, nie dlatego założyłam tego bloga. 

Filmik oglądnęłam (swoją drogą, muszę Wam chłopaki powiedzieć, że jest to chyba Wasza najgorsza produkcja) i zaczęłam się zastanawiać. Ale nie nad odpowiedzią na pytanie. Zadałam sobie pytanie: ,,DLACZEGO ludzie chcą być popularni?'' Dlaczego tak wielu ludzi do tego dąży? 

W dzisiejszej dobie instagramów, snapczatów i lajków, każdy walczy o to aby być na szczycie. Kiedyś o popularności świadczyło to, że idąc ulicą, mnóstwo dzieciaków w Twoich wieku mówiło Ci cześć. Pamiętam, jaka zawsze byłam podekscytowana, kiedy przy innych dzieciach, ktoś powiedział do mnie cześć. Później pytania: Skąd go znasz? Kto to był? Sprawiały niesamowitą radość.

Dziś, większość osób, które mamy w znajomych na Facebooku, nawet nie poznalibyśmy na ulicy. Nie wiemy kim są, rzadko pamiętamy skąd ich znamy. Moim osobistym przykładem są również relacje między ludźmi. Chodzisz z kimś 3-4 lata do klasy, na ulicy nie powie Ci ''cześć'', ale wie o Tobie więcej, niż powinien. 

Najbardziej denerwują mnie ludzie, którzy pojawiają się znikąd w telewizji. I możecie sami zauważyć, że większość tych osób mówi: ,,Nie myślałem/am, że będę miała taką popularność, że to co robię aż tak się spodoba''. Szczerze? Każdy w duchu na to liczy. Youtuberzy liczą na subskrypcje, Blogerzy na obserwujących, Instagramowicze na followersów. 

Nie rozumiem też fenomenu codzienny vlogów na YouTubie. Siedzi przed monitorami około 40 tysięcy ludzi i ogląda to, jak ktoś spędza codziennie czas. Szczególnie teraz, w okresie zimowym, jest aż do porzygu ''Vlogmasów''. I nie mówię tu o vlogach, gdzie ktoś coś robi ciekawego. Ale 20 minutowy film, w którym otwiera się kalendarze adwentowe?! Albo nagrania tego co się cały dzień jadło, albo wędrówki bez celu po sklepach... naprawdę? Naprawdę ktoś to ogląda? Ale po co? Co taki materiał wniesie do Waszego życia? I najlepsze pod tym wszystkim są komentarze: ,,Ale masz świetne życie''. Dlaczego nie zmienisz swojego? Po co szukać tak daleko? Możesz w każdej chwili poprawić coś u siebie. 

A gdzie w tym wszystkim prywatność? Po co pokazywać wszystko ludziom? 

Ostatnio zauważyłam pewną rozmowę, dwóch młodych dziewczyn, jadących w tramwaju. Wsiadły ze mną, na tym samym przystanku. Nie odzywały się do siebie słowem, obie wpatrzone w komórki. Byłam pewna, że się nie znają. W pewnym momencie jedna zagaiła: ,,-Wiesz, dostałam tą robotę'', na co druga: ,,-Widziałam, dodałaś na fejsa''. 

Jeśli wszystko publikujemy, to o czym mamy rozmawiać? 
Zostawcie trochę prywatności dla siebie, a zobaczycie, że przy najbliższym spotkaniu z przyjaciółmi pojawi się o wiele więcej tematów. Sposób wypróbowany, który serdecznie polecam. 

Jeśli wytrwałeś do końca tego postu - wielkie dzięki. Odpowiedz w komentarzu, dlaczego według Ciebie ludzie chcą być popularni?

Serdecznie pozdrawiam
Ann

Copyright © 2016 Wyzwanie 52 książki , Blogger