poniedziałek, 25 stycznia 2021

#11 Suknia

Zawsze w okresie jesień - zima napada mnie nastrój na pisanie swoich przemyśleń na blogu. Pomimo tego, że nie udzielam się tutaj jakoś specjalnie, nie usuwam swoich tekstów. Po latach lubię do nich wracać i sprawdzać, jak zmieniło się moje myślenie. 


30 stycznia 2018 roku (prawie trzy lata temu, wow!) napisałam ten krótki tekst PIERZE <klik>. Czytając go dzisiaj naszła mnie pewna refleksja o której chciałabym Wam dziś opowiedzieć.


W 2018 roku, dokładnie 16 czerwca wzięłam ślub. Był to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Miałam przepiękną suknię, chociaż droga po nią nie była usłana różami. Nie mam figury modelki. Ba! Nie mam figury "przy kości". Co tu dużo mówić - jestem gruba. Nie ma co ukrywać. Wymarzyłam sobie sukienkę, z odkrytymi ramionami, tak zwaną princeskę. Poszłam do jednego salonu, pokazałam zdjęcie wymarzonej sukienki - ekspedientka popukała się w czoło: -Pani w takiej sukience? Chyba Pani zwariowała! Zaczęła pokazywać mi worki, a nie sukienki. Naprawdę. Wyglądały jak alba do komunii. Poszłam do drugiego salonu. Sytuacja podobna, pokazałam zdjęcie sukni, Pani również zdziwiła się, że do mojej figury zdecydowałam się na taki model, ale nie komentowała zbytnio. Przyniosła mi identyczną suknię jak z mojego zdjęcia w rozmiarze.... 36....Oczywiście nie było szans jej nawet przymierzyć bez zapięcia. Przystawiła mi ją pod brodę, ja stałam w ubraniu i mówi: Świetnie Pani w niej wygląda! Naprawdę? Nawet nie nałożyłam ją na rękę... 


I żebyście mnie nie zrozumieli źle. Nie oczekiwałam, że w salonie znajdę suknie w rozmiarze 48-50, bo w tamtym czasie nosiłam taki rozmiar. Liczyłam chociaż na to 40. Wtedy "większe" dziewczyny spokojnie ją założą - po prostu nie zapomną, a przy "mniejszych" dziewczynach można spiąć suknię agrafkami, szpilkami i zobaczy jak będzie wyglądała dopasowana. 


W końcu trafiłam na salon, w którym panowała super atmosfera. Pokazałam Paniom moją suknię, powiedziały, że jest przepiękna i może nie mają identycznej, ale zrobimy przeróbki. Założyłam na siebie - i chociaż była za mała, nie zapięłam się i lekko marszczyła mi się na brzuchu - mogłam sobie siebie w niej wyobrazić. I kiedy w niej stanęłam na białym podeście i w za dużych, pożyczonych butach, czułam, że jest to TA. 


Oczywiście słyszałam później od kilku osób, że w "syrence" byłoby mi lepiej. Byłoby mi także lepiej w zimnym blondzie, bez nadprogramowych kilogramów i na plaży w Hiszpanii. Na tamtą chwilę idealnie czułam się w mojej sukni. Oglądam zdjęcia i film z uśmiechem. Gdybym miała wybierać suknię jeszcze raz, wybrałabym tą samą. 


Do wszystkich przyszłych Pań Młodych:

Jeśli chodzi o suknię patrzcie na siebie. Na to jak Wy się w niej czujecie. Jak znajdziecie tą odpowiednią poczujecie to. Może nie będzie jak na filmach i łzy nie będą spływały strumieniami, ale w sercu poczujecie ciepło. A wtedy żaden komentarz, żadne dobre rady nie mogą zmienić Waszego zdania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wyzwanie 52 książki , Blogger